Czas „prawdziwy”, „średni” i „strefowy”
Wynalazek wahadła i balansu ze spiralą umożliwiły w końcu XVIII w. pomiar czasu z dokładnością do sekundy. A więc minęła epoka zegarów z jedną — godzinową — wskazówką. Wszystkie zegary — kieszonkowe, domowe i wieżowe — otrzymały wskazówki minutowe. Powstały również zegary ze wskazówkami sekundowymi, używane w astronomii i żegludze. W końcu XVIII w. pojawiły się sekundniki i w zwyczajnych zegarkach kieszonkowych. Ustaliła się też ostatecznie 12-godzinna tarcza zegarowa, z zachowaniem rachuby godzin od północy do południa i od południa do północy.
Stare zegary — wodne, piaskowe, ogniowe — poszły w zapomnienie, ale tu i ówdzie budowano jeszcze zegary słoneczne. Umożliwiały one dokładne określanie południa. Były więc pomocne przy regulowaniu zegarów mechanicznych.
Zresztą tylko do czasu, gdy przekonano się, że długość doby słonecznej w ciągu roku nie jest jednakowa. Stwierdzono, że „czas prawdziwy” doby nie jest… czasem prawdziwym. Słońce więc nie nadaje się do mierzenia „na co dzień” czasu. Potrzebne jest inne słońce — „słońce średnie”. I… takie słońce astronomowie stworzyli. Ma ono tę przewagę nad prawdziwym, że w ciągu roku „obiega” sferę niebieską (z Ziemią pośrodku) wzdłuż wielkiego koła ruchem jednostajnym, dokonując obiegu w tym samym czasie co „Słońce prawdziwe”. Wymyślono więc pewną konstrukcję, aby na jej podstawie obliczyć „średnią dobę słoneczną”, a co za tym idzie — „czas średni”. „Czasu średniego” używano początkowo tylko w obserwatoriach astronomicznych. Z czasem zaczęto go jednak wprowadzać i do życia codziennego. Najpierw uczyniono to w Genewie (od 1790 r.), potem w Londynie (od 1792), następnie — w Berlinie (od 1810)
i Paryżu (od 1816). Wkrótce każde niemal większe miasto miało swój własny „czas średni”, regulowany względem własnego południka. W rezultacie — powstał chaos, który dał się we znaki zwłaszcza po wprowadzeniu komunikacji kolejowej. Wystarczy powiedzieć, że na Dworcu Wiedeńskim w Warszawie obowiązywał czas „warszawski”, ale na Wschodnim — „petersburski”. A w Nowym Jorku w 1873 r. na różnych dworcach obowiązywało aż… 71 różnych czasów!
Aby temu zaradzić, w 1884 podzielono kulę ziemską na 24 strefy czasu. Są one ograniczone liniami południków (oddalonych od siebie co 15°) i różniących się od siebie o godzinę, przy czym jako moment wyjściowy czasu dobowego wyznaczono „zerowy” południk Greenwich.
Pierwszym krajem, który zastosował się do tego podziału była Japonia. Począwszy od 1888 r. wprowadzono tu jednolity czas według południka oddalonego od Greenwich o 135°. Odpowiada to różnicy czasu 9 godzin. Następnymi krajami były: Austro-Węgry (1891), Holandia i Belgia (1892), Niemcy i Włochy (1893), Dania, Norwegia i Szwajcaria (1894), wreszcie Francja (1911). W Polsce „czas strefowy” obowiązywał powszechnie od 1915 r. (Rosja nie wprowadziła go), ale ustawowo dopiero od 1 VI 1922. Od tego też dnia doba zaczyna się u nas oficjalnie w momencie dołowania Słońca średniego w południku 15 na wischód od Greenwich. A zegary znajdujące się w miejscach publicznych (z wyjątkiem słonecznych), powinny wskazywać czas „środkowoeuropejski”, właściwy dla południka 15. Począwszy od 3IV 1977 roku wprowadzono u nas przejściowo czas „letni” i „zimowy”. W okresie letnim obowiązuje więc w Polsce czas wschodnioeuropejski.
Świat przyjął czasy strefowe bez większego oporu. Z wyjątkiem niektórych krajów mahometańskich, gdzie obowiązuje nadal słoneczny „czas prawdziwy”. Koran bowiem mówi, iż „Bóg ustanowił Słońce, aby służyło do mierzenia czasu”. Natomiast mieszkańcy Taszilungpo nie używają podobno w ogóle czasomierzy. Ich zdaniem bowiem, posiadanie zegara tworzy z ludzi niewolników.