DOŚĆ AMBARASU, CZYLI… CO DALEJ?
Obowiązujący dziś w większości krajów świata kalendarz gregoriański nie ma opinii „najlepszego z możliwych”. Już w chwili jego ogłoszenia wywoływał zresztą różne zastrzeżenia. Co prawda, raczej ze względów religijnych. Kwestionowali go jednak i niektórzy uczeni.
Zarzutów wysuwano wiele, a mianowicie:
• Miesiące kalendarza gregoriańskiego mają niejednakową liczbę dni, przy czym różnice te są dość duże. Mamy 4 rodzaje miesięcy: 28, 29, 30 i 31-dniowych.
• To samo można powiedzieć o kwartałach, w których liczba dni równa się 90 (I kwartał), 91 (II kwartał) oraz 92 (kwartały III i IV).
• Dużą różnicę pod względem liczby dni wykazują również półrocza, z których pierwsze ma 181 (w roku przestępnym — 182), drugie zaś 184.
• Uszeregowanie miesięcy krótszych i dłuższych jest bardzo nieregularne i wymaga specjalnego zapamiętania.
• To samo dotyczy okresów dekadowych, gdzie nie-regularność występowania dekad niejednakowej długości jest jeszcze kłopotliwsza.
• Nie można ustalić nazwy dnia odpowiadającego określonej dacie.
Ale czy te zastrzeżenia — skądinąd słuszne — mają sens?
Okazuje się, że tak. Zwłaszcza dla ekonomistów, planistów i statystyków. W życiu gospodarczym nie da się np. porównywać miesięcy, kwartałów, półroczy itp. Obowiązujący kalendarz nie jest najlepszy również dla meteorologów. No bo jak np. ustalić temperaturę roczną? Dla jakiego roku: zwyczajnego czy przestępnego? Poza tym — czy można porównywać np. temperaturę średnią stycznia i lutego? Przecież to miesiące o różnych wartościach dni!
Kalendarz obowiązujący od kilkuset łat wszedł jednak mocno w świadomość ludzi i trudno się od niego uwolnić. Ma zresztą nie tylko urok tradycji, ale stanowi również pewien „łącznik” z przeszłością. W ramach tego kalendarza funkcjonują przecież dziesiątki tysięcy dzieł literackich i ogromne piśmiennictwo naukowe, w jego ramach zawarta jest nasza historia i kultura. Mimo to… postanowiono kalendarz ten zmienić, a przynajmniej zreformować.